Wczoraj, chyba całkiem przypadkowo Michał wywołał na fejsie ciekawą dyskusję poświęconą szkolnym zajęciom ZPT. Sam chyba nie spodziewał się tego, w jakim kierunku ta dyskusja zaczęła się toczyć. Z resztą – ja sam także bym się tego nie spodziewał w najczarniejszych snach…
Szok! Szok i niedowierzanie, że chodzą na tym świecie ludzie, dla których ZPT nie było najfajnienszym przedmiotem w szkole. Jeszcze większy szok, że tych osób jest chyba więcej, niż tych, którzy na tych lekcjach się świetnie bawili.
Czym było dla mnie ZPT?
Zajęcia Praktyczno-Techniczne były dla mnie tym, czym obecnie są dla dzieci sale zabaw. Po długich godzinach mozolnego bazgrania w zeszytach mogliśmy wziąć do rąk młotki, wkrętaki lutownice i puścić wodze fantazji tworząc rzeczy, z których byliśmy dumni. Samodzielne tworzenie najróżniejszych rzeczy dawało nam niesamowitą satysfakcję i napawało nas olbrzymią dumą. Jeszcze większą radość dawały łzy radości w oczach mamy, kiedy dostawała od dziecka własnoręcznie zrobiony “piórnik” na długopisy…
I co z tego, że wyszedł mi on trochę krzywy, a napisy rozmazały się po nałożeniu lakieru? To było nieistotne. Istotne było to, że po powrocie do domu przez cały dzień opowiadałem z podnietą w głosie o tym, jak to sam przycinałem te deseczki, wbijałem gwoździe, nakładałem bejcę, pisałem dedykację dla mamy i zabezpieczałem lakierem, żeby piórnik jak najdłużej służył (i w sumie od ~20 lat służy do dziś;)!
Żadne inne szkolne zajęcia nie były w stanie tak bardzo pobudzić mojej wyobraźni i pasji tworzenia, co właśnie zajęcia ZPT. I do dzisiaj jest to zdecydowanie mój najmilej wspominany przedmiot ze szkoły podstawowej.
Oczywiście nie wszystko zawsze szło po naszej myśli. Po dziś dzień pamiętam, jak razem z kolegą (Jacek – pozdro!) doprowadziliśmy do ewakuacji całej klasy podczas próby smażenia naleśników na margarynie Palma. Co z tego, że innego dnia przyniosłem z Andrzejem (pozdro!) do szkoły własnoręcznie zrobiony zasilacz do CB-radia, który po włączeniu wysadził bezpieczniki w całej pracowni? I nie było to nic strasznego! Najgorsze było dla nas to, że dostępne w pracowni lutownice były za słabe, żeby rozgrzać grube przewody wewnątrz zasilacza, więc zebraliśmy kilka sztuk i każdy z lutów rozgrzewaliśmy czterema lutownicami jednocześnie.
Znaczek dla psa
Pamiętam, że była wtedy zima. W klasie było chłodnawo, więc fajnie było móc popracować lutownicą, która przyjemnie ogrzewała dłonie. W czasie zajęć mieliśmy spróbować wypalić w drewnie dowolny wzorek. Ja wyciąłem z kawałka sklejki kółko, wywierciłem w nim jeden otwór, a następnie wypaliłem imię swojego psa, który nosił ten znaczek na obroży do końca swoich dni.
Niestety nie mam zdjęcia mojego starego psa ze znaczkiem, więc wrzucam chociaż nasze wspólne zdjęcie bez znaczka;)
Jasne – jest to krzywe, nierówno wycięte i pokryte olbrzymią warstwą lakieru. Ale zrobiłem to własnymi rękoma. Kompletnie sam! Bez żadnej pomocy osoby dorosłej miałem okazję stworzyć od podstaw coś, co zrobiłem specjalnie dla swojego ukochanego psa.
Pani Czubkowska nie była smutna!
ZPT w podstawówce prowadziła z nami Pani Bogusława Czubkowska (pozdrawiam serdecznie!), która świetnie potrafiła zaanimować nas do tworzenia. I co najważniejsze, dawała nam przy tym sporo swobody. Swoboda przy majsterkowaniu, szczególnie w przypadku dzieci, jest czymś niesamowicie ważnym. Dzięki tej swobodzie nasza praca nie była tylko kopiowaniem czynności wykonywanych przez nauczyciela. Swoboda pozwalała nam wytwarzać przedmioty wg własnego pomysłu. Oczywiście czasami te nasze eksperymenty kończyły się bolesną porażką, ale jednak gdy za n-tym razem udawało nam się osiągnąć zamierzony efekt, było to uczucie porównywalne ze zdobyciem złotego medalu na olimpiadzie – niezależnie od tego, czy udało się zrobić piórnik dla mamy, znaczek dla psa, czy ostrzałkę do ołówków dla taty…
Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, ale teraz, pisząc ten post, uświadomiłem sobie jedno – to chyba właśnie Pani Czubkowska i lekcje z ZPT ukształtowały moje obecne życie. Bo czy Majsterkowo w ogóle by istniało, gdyby nie Pani Bogusława? Czy otworzyłbym w Zielonej makerspace Fabryka, gdybym w dzieciństwie nie został zarażony pasją tworzenia? Pewnie nie. I pewnie nie byłbym tak szczęśliwym człowiekiem, jak jestem obecnie – bo nie mogę sobie wyobrazić, jak można być szczęśliwym robiąc cokolwiek innego…
Pani Bogusławo – może robię to trochę późno, ale dziękuję serdecznie za te wszystkie lekcje. Dziękuję za możliwość odwiedzania Pani w domu i korzystania z Pani CB-radia, co zaraziło mnie kolejną miłością – tym razem do elektroniki. Gdyby nie Pani, pewnie nigdy nie wciągnąłbym się w świat CB. Nigdy nie wytrawiłbym swojej pierwszej płytki drukowanej do wzmacniacza mikrofonu do CB.
Nigdy nie stworzyłbym dodatkowych komórek pamięci kanałów do mojego CB-radia Onwa II. Nigdy też nie podpiąłbym CB-radia do komputera, żeby w czasach, w których internet był na impulsy, móc wysyłać sobie z Andrzejem obrazki za pośrednictwem radia CB…
Nikt mi nie jest w stanie wmówić, że jakikolwiek inny przedmiot szkolny był w stanie wszczepić w dziecko więcej radości, wiedzy, umiejętności, wytrwałości, dumy i życiowej zaradności.
…a jeżeli ktoś uważa inaczej, to musiał mieć naprawdę smutnego nauczyciela ZPT. Pani Bogusiu – dziękuję, że nie była Pani jednym z takich smutnych nauczycieli (nawet wtedy, gdy przesyła sobie Pani palca maszyną do szycia;)
Smutne jest niestety także to, że obecny system edukacji całkowicie zabija w dzieciach kreatywność oraz zdolność twórczego myślenia. W siatce godzin lekcyjnych zdecydowanie brakuje zajęć kreatywnych, które pozwoliłyby kształcić nowe pokolenia inżynierów, wynalazców, czy po prostu ludzi zajaranych majsterkowaniem i umiejących zrobić coś z niczego (o wykonywaniu podstawowych domowych napraw już nie wspominając).
Owszem – nie da się zaprzeczyć, że obecnie szkoły są nieporównywalnie lepiej przygotowane do prowadzenia atrakcyjnych zajęć, podczas których wiedza jest przekazywana z całą masą towarzyszących bodźców (pomoce audio-wizualne), które uatrakcyjniają lekcje. Wybrałem się dzisiaj do swojej podstawówki, żeby porobić zdjęcia do tego postu. I szczerze Wam powiem, że przeżyłem szok. Oczywiście był to szok w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kolorowe ściany, muzyka zamiast dzwonków, nowoczesne sale lekcyjne z ekranami multimedialnymi… – dosłownie przepaść w stosunku do tego, jak zapamiętałem tę szkołę ~16 lat temu. Zabrakło mi jedynie stołów z imadłami w pracowni ZPT, które zostały zastąpione zwykłymi szkolnymi ławkami…
Tylko niech mi nikt nie mówi, że teraz dzieci mają smartfony i nie są zainteresowane takim typowym majsterkowaniem. W naszym makerspace organizujemy od czasu do czasu zajęcia dla przedszkolaków oraz dzieciaczków z podstawówek. Niezależnie od wieku wszystkie dzieci zawsze opanowują naszą stolarnię i ślusarnię do tego stopnia, że pod koniec zajęć nie możemy oderwać ich od narzędzi (i nie – wcale nie dlatego, że ktoś przybił rękaw kolegi do stołu;)
Kończąc ten mój sentymentalny wywód chciałem gorąco podziękować Pani Małgorzacie Dmuch – mojej ukochanej i najmilej wspominanej wychowawczyni z klas 1-3, a aktualnie wicedrektorce SP18 – za oprowadzenie po szkole i umożliwienie zrobienia kilku zdjęć w pracowni, w której spędziłem najmilej wspominane godziny lekcyjne.
A jak to było u Was?
Zastanawia mnie, jak Wy wspominacie ZPT. Też była to dla Was przygoda, czy raczej nudny obowiązek? Jak wspominacie swoich nauczycieli ZPT? Byli to pasjonaci, którzy wkładali całe serce w przekazywanie swojej wiedzy nowemu pokoleniu, czy razczej zwykli belfrowie, którzy w ramach swoich obowiązków przychodzili realizować program nauczania? Dajcie znać! :)
Pozdrawiam!
Łukasz
Świetny artykuł! Dla mnie też ZTP (u nas były to zajęcia techniczno-praktyczne, a nie praktyczno-techniczne) było bardziej formą rozrywki niżeli kolejną nudną godziną lekcyjną. Mieliśmy zajebistego nauczyciela, który pozwalał nam robić rzeczy, których nie pozwoliłby robić żaden inny dorosły :D
Tomasz: U nas w sumie było podobnie. Zabawy lutownicami, z napięciem sieciowym, … – było wesoło :)
Witam. Ja nie pamietam dokladanie czy to było ZPT czy ZTP. ale lekcje prowadzone przez nauczyciela do 6 klasy byly super. Robiliśmy bryloczki do kluczy, kliny do młotka dla taty i wielle innych. Juz w 7i8 dostaliśmy inna nauczycielke to z nia byla nuda,jakies gotowanie nie smacznych potraw, zrobienie ciasta na lekcji z czego wg przepisu ma sie piec 45. Zawsze byl zakalcem
@Zbyszko: Pamiętam, że u nas ZPT były często dwie godziny pod rząd, więc można było się brać za jakieś dłuższe prace :)
Wspaniale, że robisz takie zajęcia dla najmłodszych! Oby więcej tak serdecznych osób :)
dominik: Dziękuję pięknie! Robimy co w naszej mocy, żeby wychowac nowe pokolenie majsterkowiczów :D Wberw pozorom praca z dziećmi daje wiele satysfakcji, więc całą ekipą robimy to z przyjemnością :)
Ja również miło wspominam tamte zajęcia, budowa latawców, karmników. U mnie w miejscowości jedna starsza pani w soboty organizuje dla dzieciaków właśnie zajęcia plastyczne techniczne i moja córka tam chodzi. Takie zajęcia przynajmniej na chwilę odrywają dzieciaki od smartfonów, czy komputerów
Ja na ZPT uczyłem się szyć, robić na drutach i szydełkować, a w końcu gotować. Tyle pamiętam, być może było coś jeszcze.
Nie pamiętam, żebym pałał jakąś szczególną miłością do tych zajęć… Najbardziej zapamiętałem poszukiwanie w sklepach szczypiorku, który był potrzebny na lekcji. W środku zimy.
krzysztof Lis: U nas też coś tam było z gotowania, ale w sumie pamiętam tylko jedne takie zajęcia (te, na których zadymiłem z kolegą klasę do tego stopnia, że nauczycielka musiała przerwać lekcję;)
Technika i informatyka były najleopszymi przedmiotami w szkole!
ZPT zawsze były moim ulubionym przedmiotem, gdy moi koledzy zachwycali się piłkarskimi gwiazdami, moim idolem był A. Słodowy.
To właśnie dzięki temu przedmiotowi zainteresowałem się elektroniką, w siódmej klasie nastał nowy nauczyciel i na pierwszych zajęciach zakomunikował że: albo możemy dużo pisać i odpowiadać, albo działać praktycznie ale wiąże się to z pewnymi kosztami – oczywiście klasa wybrała wariant drugi. Tak się zaczęło, robiliśmy od podstaw urządzenia elektroniczne, większość z popularnej wtedy książki” 24 proste układy elektroniczne dla domu”,a że był to koniec lat 80, to zdobycie podzespołów elektronicznych było bardzo trudne. Pamiętam że to właśnie wtedy kupiłem sobie pierwszą lutownicę.
engobos: Wygląda na to, że miałeś jeszcze fajniejsze ZPT ode mnie. Ale generalnie jesteśmy podobni – gdy większość klasy wymieniała się naklejkami z piłkarzykami, ja i kilku kolegów wymienialiśmy się kolejnymi numerami Elektroniki dla Wszystkich ;)
Ja mogę tylko pozazdrościć takich zajęć. Ja takich nie miałem, ponieważ uczęszczałem juz do gimnazjum, ale w pierwszej klasie miałem technikę ze starszym panem z którym właśnie mieliśmy prawdziwą według mnie technikę. Juz dobrze nie pamiętam, ale większość czasu spędziliśmy na lutowaniu. Kazdy mógł przedstawić co skonstruował jak np zegarek zasilany baterią własnej roboty. Niestety prawdopodobnie odszedł na emeryturę i od drugiej klasy zajmowaliśmy się gotowaniem, którego nie lubię i nie umiem :P Musze teraz sam rozwijać swoje zainteresowania, które zaniedbałem od gimnazjum. Teraz zacząłem studia na kierunku elektrotechnika, więc może czegoś się nauczę ciekawego. Pozdrawiam :)
Yarokot: Tacy starsi nauczyciele z pasją są chyba właśnie najgorsi. Teraz ze świecą szukać takiego nauczyciela, który potrafi poświęcić się swojej pracy. Jak rozmawiałem kilka dni temu z dyrektorką mojej podstawówki, to powiedziała bardzo mądre słowa – że dobierając kadrę pedagogiczną nie szuka pracowników, ale ludzi z powołaniem do uczenia dzieci. I oby więcej takich rozgarniętych dyrektorów było w naszych szkołach :)
Pozdrawiam!
Witam, przeczytałam ten post z rozrzewnieniem i podobnymi wspomnieniami jak przedmówcy. Ja w sp miałam ZPT i w ciągu 4 lat przerobiliśmy każdy dział. Najbardziej utkwiły mi w pamięci: szycie, metalurgia i spożywka.
Teraz stoję po drugiej stronie biurka i staram się wymyślać jak najbardziej interesujące prace wytwórcze. Niestety z 1 godz. lekcyjna w tygodniu jest to nie łatwe zważywszy na to, ze nie ma już pracowni technicznych – nad czym bardzo ubolewam.
Dziękuję za świetny blog, z którego niejednokrotnie czerpię inspirację.
Życzę powodzenia i pozdrawiam.
@Małgo: Dziękuję pięknie za ciepłe słowa!
Co do pracowni technicznych – może coś się zmieni, jak pisowi uda się przepchnąć tą nieszczęsną reformę. Nie wnikałem wprawdzie w to, jak głęboko ona sięga, ale skoro wracamy do starego systemu podziału szkół, to może i te starsze przedmioty wrócą? Oby!
Ja nie miałem takich zajęć. Czasem na technice robiliśmy coś, ale tylko z papieru.
Uwielbiałam. To był mój najukochańszy przedmiot. Pamiętam zbijanie karmnika, ale też szalik na drutach, szkatułkę z widokówek, “kanapki dekoracyjne”… A były to czasy gdy nie można było dostać w sklepach półproduktów i zorganizowanie materiałów też było nie lada zadaniem.
Zamiłowanie do dłubania, tworzenia i robienia czegoś z niczego zostało mi do dzisiaj.
Mój syn ma teraz ZPT w 4 klasie i jak na razie drugi miesiąc uczą się na pamięć znaków drogowych. Dziwne nie?
Magda: My chyba też coś robiliśmy na drutach. Na pewno też haftowaliśmy – i to tak solidarnie – zarówno chłopaki, jak i dziewczyny :D
A co do znaków drogowych – zobacz, co leżało w tylnej części tej mojej starej klasy od ZPT, w której robiłem zdjęcia do tego artykułu ;)
Osełka do ołówków była, naleśniki też :) Piękne czasy…
szatan667: Naleśniki były chyba w każdej szkole :D
ja tam mam panią od techniki która nie umie trzymać młotka i nie mieliśmy nigdy żadnych zajęć praktycznych ręce opadają!!!!!!!!!!!
Osobiście chciałbym powrotu ZPT do szkół. Uczęszczam do III gimnazjum, i na zajęciach technicznych nic nie robimy. Od początku tego roku szkolnego wykonaliśmy 2 prezentacje na kompach, jak działają urządzenia elektroniczne i kto je wymyślił – tego powinni uczyć już w 4 kl. podstawówki. Dziś była akademia, a z tego powodu że razem kolegą odpowiadamy za sprzęt nagłośnieniowy, to poszedłem na zaplecze po mikrofony bo brakowało. Gdy wszedłem do sali informatycznej, klasa bodajże 5 miała informatykę lub technikę – i co ? Grali na stronie internetowej, a nauczyciel siedział przy biurku i się paczył. Jak dla mnie jest to bez sensu. Ale cóż, dobrze że przynajmniej jeszcze sprzętem w szkole można się “pobawić” na dyskotekach :)
Miałem roznych nauczycieli zpt. Czasami byli nudni -szczególnie na lekcjach gdzie trzeba było wzorowo pisać (przepisywać teksty i rysunki -zwykle mało przydatne). Pewnego młodego nauczyciela zapamiętałem mocno z powodu pracy z układami szeregowych i równoległych połączeń zarówek. Wykonałem je na jednej deseczce z przełacznikiem na obwód równoległy albo szeregowy. Byłem dumny ze swojego pomysłu, bo dużo wówczas czytałem Horyzonty techniki dla dzieci. Niestety mój pan stwierdził, że ja tego sam nie zrobiłem i postawił mi 4, czego nie mogłem zapomnieć. Moje zainteresowania techniką/elektroniką kształtowały czasopisma i do dziś czuję do nich sentyment. Z wielkim żalem już w dorosłym życiu przyjąłem info o likwidacji sal zpt.
Potrafię zrobić właściwie wszystko- kwestia czasu, finansów i zdobycia wiedzy (to obecnie jest łatwe). W Tarnowie przy Szkole Podstawowej Środowiskowo Sportowej Nr 20 była zorganizowana Wojewódzka Pracownia Politechniczna i na zajęciach ZPT z niej korzystaliśmy. Była w niej stolarnia, ślusarnia pracownia do szycia i do gotowania. W domu miałem wszelkie warunki do rozwoju manualnego (nie było elektronarzędzi). Moje konstrukcje zaczynałem, ale często nie mogłem skończyć gdy okazywało się, że nie ma środków na istotne elementy. Skończyłem studia (wychowanie techniczne) a właściwie 3 kierunki w-f i informatykę. Poszedłem do pracy i po 4 latach po reformie zlikwidowano pracownię techniczną. Pani w mojej szkole podstawowej miała wszystko o czym mógł zamarzyć nauczyciel ZPT (zajęcia praktyczno-teczniczne). Ja jak zacząłem uczyć to już przedmiot nazywał się technika. Program lipa, ale ambitnie dążyłem do celu – rozwijałem pracownię, dla chętnych dodatkowe zajęcia, zakup sprzętu itd. Efektem były nagrody dla uczniów – laureatów z techniki i informatyki (w tym na szczeblu krajowym). Teraz nie mam nic: nie ma pracowni, nie ma narzędzi, podstawa programowa ambitna (nie zawsze realizowana w odpowiednich warunkach). Reforma oświaty 1999 zafundowała ŚMIERĆ ZPT, TECHNIKI i ZAJĘĆ TECHNICZNYCH!
Nie wiem czy jeszcze żyje pani od zpt, ale gorąco ją pozdrawiam i składam wyrazy szacunku.
Do podstawówki chodziłem w latach 1994-2000. Nie mieliśmy przedmiotu o nazwie ZPT. Był za to (przez całe 6 klas) przedmiot o nazwie “technika”. W klasach 1-3 był on bliźniaczo podobny do plastyki. Różnica była bardzo umowna, mi się zawsze jakoś dziwnie kojarzyło to tak, że plastyka była “miękka”, a technika “twarda”. Na plastykę chodziło się z blokiem rysunkowym, papierem kolorowym, farbami, kredkami i plasteliną, na technikę z blokiem technicznym, tekturą, ołówkami i nożyczkami, na obu przedmiotach przydawał się klej do papieru, a absolutnie zakazana była taśma klejąca. W tej chwili nie jestem pewien na którym przedmiocie składaliśmy np. ludziki z kasztanów, ale składam się ku plastyce – rzeczy wytwarzane na technice faktycznie były bardziej użytkowe niż ozdobne, nie mniej jednak były to najczęściej rzeczy z kartonu. Nie było mowy o lutownicach czy elektronice. Z czasem wykonywanie przedmiotów zostało wyparte przez pismo techniczne na papierze milimetrowym, były też rzuty prostokątne. I jakieś okazyjne lekcje z dupy gdzie pani przynosiła do klasy sokowirówkę i robiliśmy sok, lekcja na której przygotowywaliśmy kanapki, albo coś w tym stylu. Im bliżej końca podstawówki, tym bardziej technika z przedmiotu jeszcze-jako-tako-praktycznego przeradzała się w przedmiot czysto teoretyczny. Były lekcje na które normalnie się uczyliśmy, pisaliśmy sprawdziany i kartkówki lub byliśmy pytani na ocenę. Wiedza o tym jakie materiały się stosuje w przemyśle, ogólnie czym jest przemysł, jakieś drobne elementy informatyki, proste zadania rachunkowe. Elementy elektroniki – jak najbardziej, ale zero kreatywności, co najwyżej jakieś suche definicje czym jest dioda, informacja jakie napięcie jest w gniazdku, schemat prostego obwodu elektrycznego i jakieś zadania matematyczne na tym oparte – pod tym względem delikatnie krzyżowało się z fizyką. Były też rzeczy typu prawo drogowe lub nauka pierwszej pomocy.
Potem było gimnazjum, a tam techniki już całkiem niet. Najbliższym przedmiotem była sztuka podzielona na plastykę i muzykę, oraz informatyka przechrzczona później na technologię informacyjną, ale to jednak na tamtym etapie ograniczało się do nauki obsługi komputera i ew. jakichśtam informacji o jego budowie. No i fizyka też była.
W liceum – ponownie nic, tym razem nawet plastyki nie było, zastąpiona wiedzą o kulturze. Nauka pierwszej pomocy wróciła na przedmocie o nazwie PO (przysposobienie obronne) – maski gazowe itp.
Do pisma i rysunku technicznego pierwszy raz od podstawówki wróciłem dopiero na studiach (mechatronika, na informatyce nie było). I miałem z tego niemałą radochę. Na informatyce były podstawy elektroniki, nawet jakieś laboratoria z tego były, ale pamiętam tylko tyle, że był to dla nas koszmar (bardzo chaotycznie prowadzony przedmiot, ludzie odpadali przez niego ze studiów), a na laborkach nic nie działało.
Z perspektywy czasu uważam, że zostałem skrzywdzony przez system edukacji. Dorosły facet z dwoma lewymi rękami, nie umiem użyć lutownicy, wiertarki… O tym czym jest listewka czy amortyzator dowiedziałem się mimochodem poza lekcjami, po prostu nie było takich rzeczy w programie nauki szkolnej. O bejcy pierwszy raz usłyszałem po studiach już. Na żadnym etapie edukacji nie użyłem lutownicy, śrubokrętu, wiertarki, gwoździ, drewna, plastiku, czegokolwiek elektronicznego do stworzenia czegokolwiek. Nawet odtwórczo – po prostu nie było takich zajęć.