Od zawsze chciałem wystartować w wyścigach wraków i kiedy usłyszałem, że moi rodzice będą złomować swoje wiekowe, bo 22 letnie autko, od razu wiedziałem, że zrobię to za nich. Może się Wam wydawać, że start w tego typu rywalizacji nie ma wiele wspólnego z majsterkowaniem, ale za chwilę przekonam Was, że jednak ma i to bardzo dużo.
Samochód.
Miałem zatem samochód – leciwego Opla Astre z najmniejszym możliwym silnikiem 1.4 litra 60KM, który według danych katalogowych przyśpieszał w okolicy 16 sekund do 100kmh. Niby kpina, a nie osiągi, tym bardziej, ze silnik miał już prawie 0,5 miliona kilometrów, ale i tak zdecydowałem się wystartować nim w rajdzie. Nie liczyłem na wiele przy takich parametrach, ot na chociaż dwa-trzy pełne okrążenia w eliminacjach.
Samochód z daleka prezentował się naprawdę nieźle. Mój tata bardzo ładnie pokrył farbą olejną i pędzlem ogniska rdzy, które dzięki temu nie rzucały się tak w oczy. Niestety podwozie samochodu to już zupełnie inna bajka. Rdzy było PEŁNO! Były miejsca w karoserii, które dało się przebić palcem i to nie moim, a mojego 6 letniego syna. Całe szczęście podłużnice były ‘w porządku’ (o tyle o ile), a podłoga jeszcze się ich trzymała (aczkolwiek w trakcie rajdu trochę się to zmieniło).
Do tego wszystkiego silinik pracował na 3 cylindrach, pasek klinowy gwizdał, siedzenie było pęknięte w pół, nie działał termostat, był urwany tylni amortyzator (przebił się przez karoserię), jedne drzwi się nie otwierały, kierownica miała luzy w zakrsie +-10 stopni i sprzęgło się rozpinało.
Naprawy i tuning
I tu właśnie zacyzna sie MAJSTERKOWANIE. I to takie radosne druciarstwo, dające mnóstwo satysfakcji, bo wymyślane na szybko z tego, co akurat miałem pod ręką.
Najgorszy był amortyzator. Z rdzą nie za wiele dało się zrobić. Usuneliśmy zatem z synem jej nadmiar młotkiem (a tak, z synem, bo wierzcie mi, dla dzieciaka to niezła frajda móc ponaprawiać prawdziwy samochód). Dziurę postanowiłem załatać dwiema płytkami łącznikowymi używanymi do montażu więźby dachowej. Wcale nie było tak łatwo wyprofilować łatkę, ale w końcu się udało i przykręciłem do niej amortyzator, a samą łatkę, na grube śruby do karoserii samochodu. Przeglądu taka naprawa raczej by nie przeszła, ale czas pokazał, że się sprawdziła przez cały wyścig.
Cylindry zostały naprawione w ten sposób, że wykręciłem i przeczyściłem świece. Szkoda mi było montować nowe, ale okazało się, że taka prosta czynność zadziałała. Być może któryś z przewodów był poluzowany..
Co do termostatu, temat zignorowałem, a nawet uznałem za dobre zrządzenie losu, bo przynajmniej silnik mi się nie przegrzeje podczas piłowania na rajdzie ;-)
Wymontowaliśmy z synem jeszcze radio i wszystkie głośniki, a siedzenie naprawiliśmy podpierając je tylną kanapą.
Zostało jeszcze sprzęgło, które ‘naprawiliśmy’ za pomocą szarej taśmy.
Jeśli czytelniku włos Ci się jeży na głowie, gdy czytasz o tych pseudo naprawach, to muszę napisać, że nic z tych rzeczy nie uległo awarii podczas rajdu. Wszystko przetrwało pełne dwa wyścigi. Jak widać zatem, prowizorka zawsze się sprawdza ;-)
Malowanie
Czas na kolejny zabawny etap, czyli malowanie auta. Postawiliśmy na patriotyczne, biało czerwone kolory, a pomysł na pasy, to oczywiście z Mustanga. I znów okazało się, że dzieciaki mają sporo frajdy malując swoje gryzmoły na aucie.
Wyścig
Trudno to opisać, ba nawet film, który tu załączam i polecam obejrzeć, nie oddaje w 100% emocji i adrenaliny, które czuje się podczas wyścigu. Obserwatorom wydaje się, że auta jadą 20-30kmh ale z wnętrza samochodu odczucia są zupełnie inne. Nie dość, że trzeba się ścigać, wybierać optymalny tor jazdy, uważać na krawężniki i wyboje, które czają się by zniszczyć miskę olejową, to wszędzie są przeciwnicy, którzy, no cóż, nie są zbyt delikatni. Do tego wszystkiego podczas rajdu boczne lusterka traci sie bardzo szybko i trudno się zorientować co się dzieje wkoło. (Prawe lusterko stracilismy po 50 metrach na pierwszym zakręcie).
Najgorszy jest chyba start, kiedy czeka się w napięciu na sygnał a potem.. potem to już dzieje się tak dużo i tak szybko, że nie ma już czasu na nerwy.
Dodam tylko, że udało się nam zakwalifikować do pół finału, mimo drobnej awarii, ale w drugim biegu stracilismy za dużo czasu jadąć kilka okrążeń na samej feldze. No i to był koniec. Jednak te dwa wyścigi dały nam tyle przeżyć, że zastanawiam się już nad kolejnymi startami ;-)
Naprawdę polecam udział we Wrak Race. Zabawa jest niesamowita. Prędkości nie są znów tak duże, by nabawić się strasznych kontuzji, a organizacja profesjonalna więc czujemy się jak na normalnym wyścigu. Mazowiecki Wrak Race nie pozwala też na niebezpieczne zderzanie, a to moim zdaniem duży plus wyścigów, w których startują też jednorazowi amatorzy.
Do tego wszystkiego koszty są śmiesznie niskie. W moim przypadku, na całym wyścigu zarobiłem jeszcze 100 zł, bo po dwóch przejazdach sprzedałem samochód za kwotę wyższa niż wpisowe. (na rajdzie jest firma, która odkupuje samochody do złomowania).
Tak więc nie złomujcie swoich aut, nie sprzedajcie ich za bezcen, wymieńcie je na prawdziwe sportowe emocje ;-) Jeśli artykuł Was nie przekonał, to obejrzyjcie film z przygotowań i przejazdu. Film ma Polskie napisy więc nie zapomnijcie ich włączyć.
To musi być frajda
Opel Astra to jeden z najczęściej spotykanych modeli samochodów na Polskich drogach. Nie trzeba długo szukać, aby znaleźć różne jej wersje w swoim mieście.
Taki wrak race to jedno z moich marzeń, które uda się zrealizować w garażu już stoi fiat panda l i czeka na przeróbkę :)
To z pewnością marzenie niejednego majsterkowicza. Sam myślałem kiedy nad tym, aby zrobić tuning starego samochodu, ale ostatecznie nadawał się on tylko na złom. Niemniej jednak, świetny wpis!