Nie lubię wyrzucać starych rzeczy. Zwłaszcza tych, którym niewiele brakuje by na powrót stały się użyteczne. Ten nóż kuchenny służył nam wiele lat. Niestety spadł na podłogę o raz za dużo i to na tyle nieszczęśliwie, że pękła tylna część jego rękojeści. Postanowiłem przywrócić go do użytku.
Dziedzina “knifemaking” (czyli po prostu robienia noży) jest dla mnie cokolwiek obca. Na szczęście w sieci można znaleźć dziesiątki poradników. Wystarczyło doczytać – i po prostu się odważyć. Drewno to dla mnie nie nowina – ale dorabianie rękojeści do noża to całkiem nowa umiejętność.
Materiał
Niewiele wiadomo mi o samym materiale, z którego ten nóż zrobiono. Klinga typu fulltang (z jednego kawałka stali). Stal pewnie nierdzewna, ale bez żadnych oznaczeń – trudno wiec orzekać coś więcej. Okładki wykonane z czegoś w stylu ebonit. Połączone przez klingę śrubkami. Uderzenie sprawiło, że odpadł dobry centymetr noża.
Zakupy
Zdecydowałem się zastąpić plastikowe okładki drewnem a metalowe śruby – pinami z mosiądzu. Wszystko można kupić w sklepach internetowych lub na popularnym portalu aukcyjnym. Wybór jest duży. Ponieważ to mój “pierwszy raz” postanowiłem nie rzucać się na egzotyczne drewna po kilkadziesiąt złotych za kawałek. Wybór padł na czarny dąb. Po prostu lubię to drewno – chociaż nigdy nie wyszlifuje się go na gładko. Ma swoją fakturę – mi się to podoba. Na dokładkę po ułamanej klindze użyłem kawałka z jesiona.
W sprzedaży znajdziecie piękne piny mozaikowe. Kosztują jednak ponad 20 złotych. Tu też nie szalałem – wybrałem zwykły mosiądz. Zapłaciłem 2 złote za 10 centymetrów pręta o średnicy 6mm. Średnicę podyktowały otwory w nożu – postanowiłem ich nie zmieniać.
Całość zakupów dopełnił przezroczysty klej epoksydowy (patex repair epoxy) oraz pokost lniany ze sklepu dla plastyków.
Razem na materiały wydałem nie więcej niż 50 złotych. Materiałów kupiłem z naddatkiem, właściwie to na kilka noży. Założyłem, że coś z tego zniszczę.
Demontaż
Pracę rozpocząłem od demontażu starych okładek i czyszczenia tanga. Prosta robota, wymagała właściwie tylko obcęg i papieru ściernego. Dalej obciąłem ułamaną część noża:
Ja użyłem gumówki, ale równie dobrze można to zrobić np. piłką do metalu.
Okładki
Wiercenie otworów pod piny było największym wyzwaniem w całej imprezie. Otwory muszą dokładnie zgadzać się z tymi na klindze. Trzeba wiercić bardzo ostrożnie tak, żeby nie odłupać drewna (najlepiej między okładkami z innych kawałków drewna). Co “gorsza” – otwory muszą być idealnie prostopadłe. Wiercąc z ręki wymaga to nie lada wprawy (nie mam jej aż tyle:)). Normalnie robi się to wiertarką kolumnową. Niestety takiej nie mam na składzie, musiałem więc posłużyć się dziką kombinacją prowadnicy w imadle – ale udało się.
Kupione okładki były za grube w stosunku do gardy. Ścienianie ich bez odpowiednich narzędzi byłoby dość niewdzięcznym zajęciem. Ja użyłem frezarki górnowrzecionowej. Szybko zebrałem niepotrzebny materiał (trochę marnotrawstwo, ale cóż…):
Teraz wyciąłem zarys rękojeści – najwygodniej robi się to piłką włosową:
Podcinanie, dopasowywanie, szlifowanie – i tak w kółko:
Dociąłem też brakujący kawałek klingi, wpasowałem piny.
Piny dociąłem na wymiar – nie chciałem, żebym musiał je szlifować nad drewnem.
Teraz przyszedł czas na dopasowanie okładek przy gardzie – i klejenie. Oszczędnie używajcie żywicy tak, żeby jak najmniej wyszło jej na zewnątrz (dużo czyszczenia). Dobrze ścisnąłem całość i odstawiłem na 24 godziny (zależy od rodzaju użytego kleju):
No i teraz zaczyna się najbardziej pasjonujący etap: szlifowanie… szlifowanie – i jeszcze raz szlifowanie:
Powoli dopasowałem okładki. Zacząłem od dużych gradacji jak 120. Ostatecznie polerowałem papierem 2000. Czasochłonne i ręczne zajęcie, ale wiecie – nie ma to jak zapach szlifowanego drewna do wieczornej kawki:)
Olejowanie
W temacie konserwacji drewna mam najmniejsze doświadczenie. W rezultacie zamiast “oleju lnianego bielonego” – kupiłem “pokost lniany” (unseed oil varnish) z firmy Renesans. Niezrażony zacząłem wcierać go w rękojeść.
W rezultacie drewno pięknie się wybarwiło, tekstura uwidoczniła a sama rękojeść nabrała półmatowego wykończenia. Po pierwszej warstwie i kilkunastu godzinach wcale nie brudziło. Operację nacierania powtórzyłem kilkakrotnie.
Podsumowanie
Cała praca zajęła mi kilka wieczorów. Mimo braku narzędzi typu wiertarka stołowa, szlifierka taśmowa, talerzowa, wyrzynarka taśmowa itp. (które zwykle królują na filmikach o robieniu noży) – efekt w zasadzie mi się spodobał. Aktualnie nóż dosycha, już wkrótce wróci do kuchennego “obiegu”. A ja? Znalazłem kolejny nóż do naprawy…:)
Pięknie to wyszło.
Kolejny dowód że mając trochę narzędzi, pomysłu i chęci można nie tylko zaoszczędzić ale i zrobić coś fajnego :)
Pozdrawiam.
Cieszę się, że Ci się podoba:) Przede mną jeszcze wiele nauki – ale dziedzina jest bardzo ciekawa i… praktyczna:)
Pozdrawiam
Hmm, co się stało z gwiazdkami do oceniania artykułów? Chciałem dać *
Hm… #umniedziała ;)
Wyjaśniło się, sorki za zamieszanie :)
Ja też nie lubię wyrzucać starych rzeczy, dlatego w tajemnicy przede mną robi to żona ,a ja dowiaduję się po fakcie. Jak twierdzi – taki sposób mniej mnie boli. Oczywiście leci 5*..
Mam podobnie. Póki nie widzę jest ok. ale jak zauważę to staram się tą rzecz od razu “uratować”, bo przecież jeszcze będzie działać albo posłuży za dawcę :)
Szkoda, że nie zająłeś się klingą, można było zrobić polerkę i nóż wyglądał by całkiem jak nowy.
Idealny sposób na zabicie nudy w wolnym czasie. Nawet taki “geniusz majsterkowy” jak ja sobie z tym poradzi :)
Pingback: Skórzana pochewka na zapalniczkę » Gadżety, Majsterkowanie, Męskie gadżety » poradnik zrób to sam na Majsterkowo.pl