Suche akwarium, czyli drugi żywot starej komody

Suche akwarium, czyli drugi żywot starej komody

Koncepcja przerobienia komody pojawiła się w dość zaskakujący sposób. Razem z żoną posiadamy sporą kolekcję muszli, zebranych podczas kilku wyjazdów wakacyjnych w rejony morza śródziemnego. Wszystkie te muszle były przez długi czas schowane w pudełkach w szafie, ponieważ nie mieliśmy pomysłu gdzie je ułożyć, aby były w widocznym miejscu, ale jednocześnie nie były problematyczne przy sprzątaniu (chyba łatwo sobie wyobrazić cotygodniowe odkurzanie takiej ekspozycji..). Ostatecznie pomysł padł na przerobienie starej komody.

Założenia były następujące – komoda po przerobieniu ma posiadać większe szuflady (dłuższe od pierwotnych, które sięgały zaledwie do ok. połowy głębokości komody), ma być zawieszona na ścianie, no i ma posiadać przestrzeń do wyłożenia naszej kolekcji.

I tu powstało pytanie – jak to przerobić, co ma z tego powstać? Na to pytanie musieliśmy sobie odpowiedzieć na początek. Komoda po przeróbce miała być zawieszona na ścianie pomiędzy dwojgiem drzwi, oddalonych o ok 1,5m, więc z góry określona była maksymalna szerokość. Głębokość miała być zachowana taka jak do tej pory (35cm, aby wykorzystać boczne ścianki), a wysokość – wyszło nam że optymalnie będzie około 70cm.

Stara komoda miała szerokość około 80cm i posiadała 6 szuflad, umieszczonych pionowo jedna nad drugą, każda wysokości ok 15cm. W nowej komodzie na szuflady zdecydowaliśmy przeznaczyć dolną połowę z 70cm wysokości, co pozwoliło zmieścić tylko 2 rzędy szuflad, z zachowaniem “oryginalnych” frontów. Aby w pełni wykorzystać 1,5m szerokości, w każdym rzędzie chciałem dać po 2 szuflady, każda szerokości ok 70cm. Górna połowa komody miała stać się szklaną gablotą, wysoką na 35cm i szeroką na 150cm.

Gdy plany zostały z grubsza nakreślone, przyszedł czas na rozbiórkę starej komody. Po rozebraniu na części pierwsze miałem do dyspozycji:

  • 6 frontów do szuflad o wymiarach 80x15cm
  • 2 ściany boczne o wymiarach 35x90cm
  • 2 grubsze płyty z dołu i góry komody, wymiary 85x35cm
  • Kilkanaście płyt z ścian szuflad
  • Prowadnice do szuflad, uchwyty i trochę wkrętów

Prace nad zbudowaniem nowej komody rozpocząłem od przygotowania ram do nowych szuflad. Zdecydowałem się wykonać je z resztek płyt, które zostały z innych mebli. Kolor był w miarę zbliżony, więc uznałem że na ramki szuflad ten materiał będzie odpowiedni. Po wycięciu odpowiednich elementów na pile stołowej połączyłem je za pomocą konfirmatów o długości 60mm (polecam stosować wiertło do konfirmatów przy wierceniu otworów). Pomiędzy przednie a tylne ścianki wstawiłem dodatkowe kawałki płyt, w celu podparcia dna (dno wykonałem z płyty pilśniowej).

Mając gotowe szkielety szuflad, przystąpiłem do wykonania nowego korpusu. Jedną ze ścian bocznych przeciąłem na 3 części, uzyskując w ten sposób 2 ścianki boczne i ściankę działową. Na dno wykorzystałem kolejny kawałek płyty, który został z innych mebli. Ścianki do dna przymocowałem z użyciem konfirmatów.

Następnie skróciłem 4 z 6 frontów z szuflad, redukując ich długość z ok 80cm do 70cm – tak by pasowały do nowego szkieletu. Obciąłem je równo z każdej strony, aby zachować symetryczne rozmieszczenie uchwytów. Przycinałem na pile stołowej z wykorzystaniem prowadnicy, którą dorobiłem z wykorzystaniem starych szyn z komody – cięcie wyszło całkiem prosto i równo :)

Po przymierzeniu frontów do szkieletu komody dodałem w tyle wąski “pas” z płyty meblowej, w celu ustalenia położenia ścian pionowych i wstępnego usztywnienie konstrukcji (pas został skręcony ze ściankami sześcioma konfirmatami). Kolejnym krokiem było zamocowanie prowadnic do szuflad.

W starej komodzie zastosowane były prowadnice kulkowe, które umożliwiały wysuwanie szuflad tylko do około połowy długości. W nowej komodzie zdecydowałem się zamocować prowadnice tradycyjne, które wysuwają się praktycznie do samego końca. Pierwotnie planowałem wykorzystać prowadnice zdemontowane z innych mebli, ale okazały się one zbyt długie. Próbowałem je skrócić, ale szuflady miały wtedy tendencje do samoczynnego otwierania (końcowy odcinek prowadnicy jest oryginalnie zakrzywiony ku dołowi, co zapobiega wysuwaniu się szuflady). Tak więc ostatecznie musiałem te prowadnice wymienić na takie o odpowiedniej długości. Wstępnie zmontowane szuflady z frontami prezentowały się następująco:

Dolna część komody była zasadniczo zrobiona. Pozostała góra, czyli szklana gablota. Na jej zbudowanie potrzebne były 3 płyty meblowe o długości 1,5m i szerokości ok 35cm oraz 3 szyby, jedna o wymiarach 1,5m x 35cm i dwie o wymiarach 35cm x 35cm.

Ze starej komody nie została żadna płyta w takim rozmiarze. Z innych płyt jakimi dysponowałem wykonałem tylko jedną z trzech potrzebnych płyt, będącą pionową tylną ścianą gablotki – ta ściana docelowo miała być zakryta, więc nie miał znaczenia kolor laminatu. Pozostałe dwie płyty zamówiłem w markecie budowlanym (zostały tam od razu wycięte w odpowiednim rozmiarze), jedna z nich w kolorze białym, przeznaczona na dno gablotki i druga w kolorze niemal identycznym z resztą komody, na pokrywę gablotki.

Mając przygotowane wszystkie potrzebne elementy, przystąpiłem do wykonania łączeń. Chciałem uniknąć skręcania wszystkiego wkrętami czy konfirmatami, zależało mi na możliwości szybkiego rozebrania przynajmniej części elementów, więc do niektórych połączeń wykorzystałem kołki drewniane i złącza mimośrodowe, pozostałe po rozbiórce starej komody. Płytę poziomą rozdzielającą dolną i górną część komody połączyłem z dolnymi ściankami pionowymi właśnie za pomocą tych złączy – po 2 złącza i 2 kołki na każdą ze ścianek. Za pomocą takich samych złączek i kołków połączyłem tylną płytę pionową z płytą poziomą. Tutaj mały protip – polecam znaczniki do połączeń kołkowych (takie małe metalowe kołki z igłą na środku) – bardzo pomagają w wyznaczeniu i nawierceniu otworów tak, aby pokrywały się po obydwu stronach łączonych elementów. Warto też założyć na wiertła ograniczniki głębokości (metalowe pierścienie z imbusem) – wiercąc w płycie można łatwo wjechać za głęboko, a te ograniczniki skutecznie temu zapobiegają.

 

Do tego momentu gotowe było 3/4 konstrukcji nowej komody – pozostała część miała być zbudowana z szyb. Długo zastanawiałem się jak osadzić szyby w drewnianym szkielecie. Najprostsza wersja zakładała nacięcie rowków w płytach i wpuszczenie tam szyb. Ale miałem obawy czy uda się te rowki wyciąć równo i bez postrzępionych krawędzi na dość długim jednak odcinku (1,5m) korzystając z piły stołowej bez profesjonalnych prowadnic. Nie dysponowałem też frezarką ani zagłębiarką. Poza tym obawiałem się, że przez szyby będzie widać wióry w wyciętym rowku. Szukałem więc innego rozwiązania. Po wizycie w markecie budowlanym i szukaniu pomysłu na rozwiązanie tego tematu, zdecydowałem się na zakup profili aluminiowych. Kupiłem następujące elementy:

  • profil zamknięty kwadratowy 20x20mm, długość 1m
  • profil o przekroju C 8x8mm, długość 1m (3szt) i 2m (1szt)
  • kątownik 20x20mm, długość 1m

Z profili C wykonałem korytka, w których miały być osadzone szyby. Planowałem umieścić je wzdłuż dolnych i pionowych brzegów szyb, górne krawędzie pozostawiając swobodne dla zapewnienia wentylacji we wnętrzu komory. Z profilu kwadratowego wykonałem 2 słupki, stanowiące przednie naroża gablotki. Dolne końce tych profili wypełniłem drewnem z kantówki sosnowej, ściętej tak aby idealnie wpasowała się do wnętrza profilu. Dzięki temu miałem miejsce do wkręcenia konfirmatów przez białą poziomą płytę, tym samym mocując słupki do podstawy.

Na drugim końcu wykonałem nieco bardziej skomplikowane mocowanie. W drewniany klocek wkręciłem śrubę M6, tak aby około 10mm wystawała poza profil. Służyło to później mocowaniu pokrywy gablotki.

Kątowniki aluminiowe wykorzystałem do “okucia” tylnej ściany gabloty. Przykręciłem je wkrętami, tak aby nie wystawały powyżej powierzchni kątownika, nawiercając w tym celu stożkowe zagłębienia.

Kątownik został oddalony od powierzchni płyty na odległość ok 4mm, tworząc tym samym wpust do umieszczenia tła gablotki.

Profile C przymocowałem za pomocą samowiercących wkrętów wzdłuż kątowników i słupków (jednocześnie mocując drewniane wkładki w profilach kwadratowych i zapobiegając ich wysuwaniu). Jak się później okazało, po włożeniu szyb wkrętów tych w ogóle nie widać.

Ostatnim elementem konstrukcji, który pozostał do wykonania była pokrywa. Miałem już gotową płytę, ale nie miałem wszystkich mocowań. Zależało mi, aby zachować możliwość łatwego otwarcia wnętrza gabloty poprzez demontaż pokrywy. Zdecydowałem więc że będzie ona przykręcona od góry 4 nakrętkami ericsona (na klucz imbusowy) z gwintem M6. Nie było to rozwiązanie idealne pod względem estetyki, ale nic lepszego nie wymyśliłem ;). Z przodu nakrętki łączyły się z gwintem wystającym z aluminiowych słupków. Z tyłu zrobiłem odwrotne rozwiązanie – do nakrętek kręciłem szpilki gwintowane M6, a w tylnej płycie wywierciłem otwory i osadziłem nakrętki wałeczkowe, do których wkręcały się te szpilki.

W tym momencie konstrukcja była gotowa. Pozostało osadzić szyby (grubość 6mm, zakupione u szklarza). Gdy upewniłem się, że całość jest dobrze spasowana, przystąpiłem do oklejania wszystkich krawędzi płyt. Zastosowałem standardowe obrzeża przyklejane “na ciepło”. Do przyklejenia i wykończenia potrzebne było stare żelazko, nożyk do tapet i klocek z papierem ściernym (gradacja 240). Przed rozpoczęciem przyklejania obrzeża warto ręką przejechać po brzegu płyty, gdyż czasem pozostają tam drobne nierówności lub wióry, które potem mogą spowodować szpecące wybrzuszenia na okleinie. W czasie rozgrzewania żelazkiem okleiny na jej powierzchni mogą pojawiać się też ciemne plamy, którymi jednak nie trzeba się martwić, bynajmniej nie są to ślady przypalenia materiału. Plamy da się łatwo usunąć za pomocą szmatki i benzyny ekstrakcyjnej. Najtrudniejsze w tym wszystkim jest przycięcie nadmiaru okleiny (typowo okleina ma 20mm szerokości przy 18mm szerokości płyty meblowej). Można to robić nożykiem do tapet, ale trzeba zachować maksymalną ostrożność, bardzo łatwo można zaciąć płytę, po czym pozostanie szpecący ślad. Ja próbowałem także użyć specjalnego obcinaka do obrzeży, praca z nim jest trochę łatwiejsza, ale ryzyko zacięć niestety pozostaje. Ostatecznie robiłem tak, że przycinałem krawędzie nie starając się przyciąć ich idealnie a zostawić mały nadmiar (dzięki czemu ryzyko zacięć było minimalne) a nadmiar okleiny zeszlifowałem papierem ściernym na klocku, przy okazji usuwając nadmiar kleju który wypłynął spod okleiny w wielu miejscach. Po zakończeniu oklejania zamontowałem jeszcze nowe uchwyty do szuflad, stare otwory zamaskowałem małymi plastikowymi zaślepkami, które można kupić w marketach budowlanych na dziale z asortymentem meblowym.

Na sam koniec do komody dodałem oświetlenie w postaci paska led. Pasek przykleiłem na spodzie pokrywy, a przewód zasilający poprowadziłem za tylną ścianką w dół do komory szuflad – tam umieściłem zasilacz (jedna z szuflad celowo była mniejsza, aby pozostawić przestrzeń na zasilacz). Aby komoda mogła idealnie leżeć na ścianie, w tylnej ścianie wyrzeźbiłem rowek na poprowadzenie przewodu z pokrywy do zasilacza. Użyłem do tego wiertarki z frezem ździerającym do drewna.

Przygotowując układ zasilania doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie światło w komodzie rzadko będzie załączone, bo nikomu nie będzie się chciało chodzi i osobno go zapalać – jak to ma miejsce zapewne z większością mebli z podświetleniem półek czy innych elementów. Postanowiłem więc podłączyć komodę do światła w przedpokoju, tak aby zapalenia światła od razu zapalało pasek LED w komodzie. Pozostawiłem także możliwość zapalenia samej komody oraz wyłączenia jej całkiem. Poniżej ideowy schemat podłączenia zasilacza.

Do zasilacza doprowadziłem 2 przewody (fazy) zasilania – jeden wprost z sieci, drugi z wyłącznika światła na ścianie. Z boku obudowy zamocowałem mały przełącznik kołyskowy (3 pozycyjny, on-off-on), pozwalający wybrać źródło zasilania w obwodzie.

Gotową komodę pozostało tylko zawiesić na ścianie i umieścić w niej nasze zbiory. Był to też moment na umieszczenie tła gablotki – czyli panelu plexi z nadrukowanym zdjęciem przedstawiającym rafę koralową. Zdjęcie powstało ze zdjęć, które wykonaliśmy w czasie pobytu w Egipcie. Zdjęcia były wykonane w różnych miejscach, wybrałem najciekawsze z nich i zmontowałem z nich 1 zdjęcie “panoramiczne”. Plik przesłałem do drukarni, która wykonała nadruk na plexi o grubości 4mm (druk UV na tylnej powierzchni). Panel umieściłem w szczelinach pomiędzy tylną płytą a aluminiowymi kątownikami.

Efekt końcowy:

 

I wieczorem, przy zgaszonym świetle:

Podsumowanie:

Projekt wykonałem z wykorzystaniem częściowo materiałów nowych i częściowo z materiałów z odzysku. Koszt całego przedsięwzięcia to około 450zł (czyli dość sporo..), w tym główne koszty to panel plexi z nadrukiem, szyby, profile aluminiowe i płyty meblowe, które musiałem dokupić. Prace zajęły około 2 tygodnie. Wykonanie konstrukcji tego typu (podobnie jak szafek, półek i innych mebli z płyt laminowanych) okazuje się dość łatwe, ale warto zaopatrzyć się w kilka prostych narzędzi poprawiających dokładność i precyzje. Mam tutaj na myśli narzędzia takie jak wspomniane wcześniej wiertła do konfirmatów, znaczniki do połączeń kołkowych czy ograniczniki głębokości wiercenia. Przydałaby się też piła formatowa, ale to już inna bajka ;)

Ocena: 5/5 (głosów: 9)

Podobne posty

5 komentarzy do “Suche akwarium, czyli drugi żywot starej komody

Odpowiedz

anuluj

Masz uwagi?